Kazanie ks. Proboszcza

                                            1   NIEDZIELA ADWENTU                        29.11.2020r.

                                                           VCS

            1.  Znamy zabawę w chowanego czyli ciuciubabkę. Bywa, że zdarza się w niej moment kryzysu, gdy ktoś ukryje się zbyt dobrze, a szukające dziecko po odliczeniu do 10 nie może znaleźć ukrytego, więc w końcu zniecierpliwione płacze i krzyczy: ja już się nie bawię! Można mieć czasem wrażenie, że sam Bóg bawi się z człowiekiem w totalną, ogarniającą całą ziemię i historię ciuciubabkę. Wiele ewangelicznych przypowieści jak dzisiaj zaczyna się od ukrycia i odejścia: „Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom…” Mamy wrażenie, że Bóg ukrył się tak dobrze, że nikt nie może Go już znaleźć. Ludzie krzyczą: już nas to nie bawi, mamy tego dość. Jak Go nie ma, to nie ma, damy radę sami. Przypominamy dzieci, które już nie wołają SZUKAM, ale mają już dość zabawy przemienionej w torturę. Bo brzmi jak torturowanie człowieka, gdy Bóg mówi: nikt z was nie wie, kiedy przyjdę i nie będzie wiedział: „nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem.” To już nie jest zabawa, ale cierpienie nocy, pełnej mroku i pytań bez odpowiedzi. Choć ludzie próbują ciągle pytać: kiedy to będzie, ile mamy czasu lub jak w sektach udają, że wiedzą i znają odpowiedź. Coraz więcej jest tych, których już ta zabawa w chowanego nie interesuje, wszystko jedno czy Bóg jest, czy Go nie ma. Można żyć bez Niego. Nie ma żadnego adwentu.

            2. Straszne jest życie człowieka zawieszone w pustce. W chorobie i bezsenności czas płynie przerażająco wolno i dłuży się bezlitośnie, zwłaszcza nocą. Jednak Ewangelia daje drogę. Gospodarz i Pan nie zostawia domowników w pustce, zostawia im precyzyjny plan życia, wypełnia ich oczekiwanie:  „powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał.” Sami wiemy, że gdy pracujemy i praca nas pochłania, jest dla nas ważna, ciekawa, satysfakcjonująca, to czas płynie szybko. Jeżeli robię to, co powinienem robić, praca przestaje być cierpieniem, a staje się radością, choć może niewielu tak o swojej pracy może powiedzieć. Nie tylko w dzień ale i nocą, gdy jesteśmy czymś ważnym zajęci i pochłonięci czas się nie dłuży i mija jak chwilka. Ludzie zniewoleni przez media potrafią wiele godzin, czasem całą noc tkwić przed ekranem jak w hipnozie. Czuwanie, które w Ewangelii powtarza się czterokrotnie, nie jest skazaniem nas na życie w mrocznej pustce. Nie jest czekaniem na Boga, którego nie ma lub się ukrył.

            3. To serce prawd wiary, które tłoczy w nas życie o Synu Bożym, który przyszedł na świat. To będziemy wspominać w Boże Narodzenie. Ten sam Jezus przyjdzie powtórnie w chwale i mocą, by zakończyć czas, a zacząć wieczność. On, który był i przyjdzie, On także JEST. Bóg, który był, jest i przychodzi. Jezus, na którego czekamy, to ten sam Jezus, którego przyjmujemy w komunii. Ten sam, który jest Słowem i nieustannie do nas mówi od Pisma Świętego, głosu Kościoła, sumienia po znaki czasu. Ten, na którego czekamy, już z nami JEST. Nasze czekanie nie jest mroczną pustką, lecz przeciwnie, jest całkowicie wypełnione. O tym uczy dziś apostoł: „W Nim bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie…nie doznajecie braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa.” Wtedy czekanie przestaje być frustrującą nocą pustki i mroku z Bogiem, który bawi się z nami w ciuciubabkę. Czasem czekamy na pociąg, który ma nadjechać, którego nie ma. I stoimy na pustym peronie. Bywa jednak, że nasz pociąg już stoi, można do niego wejść i w środku bezpiecznie, wygodnie i ciepło oczekiwać na odjazd. Już jest i ma tylko ruszyć. To straszne, że można całe życie nawet wierząc w Boga, nigdy nie wsiąść do czekającego pociągu życia, z otwartymi na oścież drzwiami. Z uporem stać na zimnym peronie, kręcąc się po nim w kółko.

            4. Można przejść przez całe życie, będąc człowiekiem wierzącym i nie odkryć tego Jest, daru i cudu bliskości Jezusa. Pociąg do życia już stoi.  Jesteśmy w kościele, nie korzystamy z dyspensy biskupa mimo lęków, przyjmujemy komunię lub zrobimy to w czasie adwentu. Co można więcej? Prawdziwa komunia nie jest tylko chwilą w kościele, pobożnym połknięciem Hostii. Ile gorących dyskusji było czy komunię należy przyjmować do ust czy na rękę. Choć komunia nie zależy od ust albo ręki. Jezus chce być przyjęty, a nie tylko połknięty. To wołanie adwentowe: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił…” By rozdarło się niebo nad naszymi małżeństwami, rodzinami, parafiami, miejscami, gdzie pracujemy. Jezus chce ze mną być w tym, jakim jestem człowiekiem, co myślę i czuję, jakim jestem mężem, żoną, ojcem, matką, jak pracuję i jak odpoczywam, jak cierpię i jak się bawię. Chce być ze mną, gdy się modlę i gdy grzeszę, w moich talentach i upadkach. Prawdziwa komunia obejmuje całe życie. Przestaje Jezusowi wydzielać krótkie chwile, może rano, może wieczorem. Komunia to pamięć, że ON JEST, JEST BLISKO. Jak błysk, który rozjaśnia noc Jego imieniem: Jezus, Jezu ufam Tobie, Panie mój. Najpierw kilka razy w ciągu dnia, potem kilkanaście, a potem po prostu często. Z bliskością Jezusa czekanie staje się pełnią życia.

 753 Wyświetlenie,  1 Dzisiaj