KAZANIE KS. PROBOSZCZA 18.12
4 NIEDZIELA ADWENTU | 18.12.2022r. |
1. W sporcie znany jest falstart. Start za szybko i dyskwalifikacja. Ta Ewangelia wydaje się falstartem. Mówi o narodzeniu Jezusa, a to jeszcze nie ten czas. Kiedy jednak uważnie czytamy, to zauważamy, że opisuje ona czas adwentowy, choć Jezus już żyje i jest na ziemi jako dziecko w łonie matki. Możemy się tylko domyślać, jak Maryja przeżywała ciążę, to poczucie, że rośnie w niej z dnia na dzień to tajemnicze Dziecko. Nie wiemy, co się działo, choć scena nawiedzenia pokazuje, że mogły się dziać sprawy niezwykłe. Wtedy Jezus mając kilka dni życia, Syn Boży mający wielkość milimetra, swoją obecnością napełnia radością Elżbietę i jej sześciomiesięcznego syna. To wtedy powstał Magnificat. Może od tego momentu to był sposób na wszystkie lęki i zagrożenia, które w życiu Maryi wzrastały lawinowo? Na czele z lękiem, co powie swemu prawie już mężowi Józefowi? I co on zrobi, bo prawo pozwalało kobiety w takim stanie nawet ukamienować. Może Maryja w takich chwilach zagrożenia i poczucia, że jest bezradna, po prostu – jak to robią wszystkie matki – dotykała i gładziła swój brzuch kryjący tajemnicę życia? Ona wie, że to jest także tajemnica Boga, który przyszedł na ziemię. I przeciw wszystkim mrokom, zagrożeniom, ma to jedno: ON JEST, JEST W NIEJ! Ta świadomość cudu Bożego życia, które w niej się kryło, ruchy dziecka, odczuwanie jego reakcji, były dla Niej źródłem pokoju i ufności. Nawet wtedy, gdy już w dziewiątym miesiącu musiała wyruszyć do Betlejem, wobec przemocy władzy, która nakazywała taką podróż bez żadnych wyjątków. Podróż na progu rodzenia też była jakimś strasznym niebezpieczeństwem dla matki i dziecka.
2. Jednak najważniejsze jest pytanie o falstart dokonany przez samego Boga. Czy nie mógł poczekać kilku miesięcy, by Jego Syn urodził się już w pełnym małżeństwie Józefa i Maryi? Wszystko stało się za szybko. I tak przecież nikt wtedy nie wierzył, że to Dziecko nie ma ziemskiego ojca. Dla wszystkich ojcem był Józef. Nikt wtedy nie głosił poczęcia z Ducha Świętego. Ile cierpienia, ile niepokoju, ile bólu byłoby zaoszczędzone Maryi, Józefowi, a także samemu Jezusowi. Dziś wiemy, jak bardzo przeżycia prenatalne wpływają na całe życie człowieka. Dziecko chłonie miłość, akceptację, radość, że jest, ale też chłonie, i to na całe życie, frustracje, lęki, zagrożenia. Można powiedzieć, że Jezus uczył się poczucia zagrożenia własnego życia już w łonie matki. Był dzieckiem niespodziewanym, które wstrząsnęło całym życiem matki i Józefa. To za mało, że Józef po dłuższym czasie rozmyślań, wewnętrznego cierpienia, złej decyzji, poczucia, że rozsypuje mu się całe życie, a nadzieja szczęścia małżeńskiego to już wspomnienie, doświadcza nocy objawienia, snu, który daje odpowiedź. Słyszy Słowo Boże, które pewnie znał, ale nie rozumiał, że dotyczy teraz jego życia. Nie skończyło się cierpienie, gdy wziął Maryję do siebie, uznał ją i jej dziecko. Przecież w małym środowisku Nazaretu musieli być bohaterami plotek przez wiele miesięcy. Proszę, a jednak nie wytrzymali! A tacy święci, tak biegali do synagogi, rozmodleni, a tu – proszę – falstart z dzieckiem. I pewnie nie zapomniano im tego na długie lata. Bardziej wnikliwi, mistrzowie w śledzeniu innych ludzi, specjaliści od podejrzeń i afer, nie zadowolili się zwykłym plotkowaniem, łączyli nieobecność Maryi z ciążą. Nie było jej tyle miesięcy! To jeszcze większa atrakcja i powód do obmowy: zdradziła go, a on głupi się dał nabrać! Taki jest skutek falstartu.
3. Co nam ten opis daje? Jak wygląda falstart przychodzenia Boga dzisiaj? Jak nie skończyć życia jako mistrzowie krytyki, obmowy, podejrzeń i sądzenia innych? Jako ludzie zgorzkniali w oskarżaniu i podejrzewaniu innych? Ale jest coś znacznie gorszego. To zaślepienie na Boga. Istnieje oczernianie Boga. Że Go nie ma lub śpi obojętnie w niebie, nic nie robi, najlepiej, gdy Go nie potrzeba. Nie widzimy dobra w ludziach, bo zupełnie nie widzimy obecności i przychodzenia do nas Boga. W I czytaniu bohaterem jest król Achaz, jeden z najgorszych władców Izraela. W teorii wierzący Żyd ale bez skrupułów składał ofiary bożkom, zawsze i wszystko robił po swojemu i przez swoją głupotę sprzedał Izraela w niewolę Asyrii. Udaremnia kolejną w swoim życiu interwencję Boga i mówi Bogu NIE: „Nie będę prosił…” I nawet w tym NIE dla Boga nie potrafi być szczery: nie chcę bliskości Boga, sam rządzę swoim życiem i życiem innych. Próbuje swoje NIE choć trochę ukryć: „Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę.” I nam nie grozi takie NIE, które próbujemy jakoś ukryć: nie mam czasu na modlitwę, roraty, mszę, spowiedź, Słowo Boże, przecież ciężko pracuję, nie czuję potrzeby, sam sobie radzę. Nie przyznam przecież, że to wielki kryzys i upadek mojej wiary, że nie tylko nie widzę żadnej Bożej obecności, ale nawet jej nie wyglądam i nie pragnę, bo po co? Na koniec czasu Adwentu możemy łatwiej odpowiedzieć na to pytanie: czy jest we mnie jakieś pragnienie obecności Boga w życiu, jakieś wyglądanie? Czy jest nadzieja, że tylko nowe przyjście Boga może uratować nasz pogrążający się świat, może uratować Kościół, a w końcu życie moje i moich bliskich? Można już mówić o Adwencie w czasie przeszłym, kończy się, kolejna szansa w moim życiu. Został ten ostatni niepełny tydzień.
4. Boski falstart to nasza nadzieja. Bóg nie czeka obojętnie, aż podejmiemy decyzję. Czy chcę powtórzyć historię Achaza, który władał życiem swoim i innych po swojemu, aż do ostatecznej klęski? Czy jak św. Józef, albo św. Paweł w dzisiejszym czytaniu odkryję drogę wiary, wejścia w Boży plan. Jak to nazywa apostoł: „posłuszeństwo wierze”? Nie udawanie wiary, ale pozwolenie by obecność Boga przez Jezusa w Jego Duchu ogarnęła moje życie. Józef odkrywając ciążę Maryi, myślał, że całe jego życie jest przegrane. Było inaczej. Bóg niczego nie zniszczył, pozwolił mu żyć dziesiątki lat z kobietą, którą kochał, budować rodzinę, opiekować się Synem Bożym. Już na ziemi uczynił go człowiekiem szczęśliwym i spełnionym. Dlatego też Bóg dał tyle czasu dla jego trudu borykania się z tajemnicą, by ujawnić jego zdolność do miłości. Nie wiemy dokładnie, czym miało być to oddalenie Maryi. Na pewno wiemy, że kierował się nie chęcią oskarżania jej, nie ludzkimi opiniami, ale miłością do Maryi: „nie chciał narazić jej na zniesławienie.” Miłość zawsze jest takim znakiem zbliżania się do nas Boga, tchnienia Jego Ducha, nawet kiedy Go jeszcze nie widzimy. Miłość nawet niedoskonała, która jest w naszych rodzinach, małżeństwach, miłość w trosce o chore dziecko, o ludzi cierpiących w Ukrainie, o biedę dzieci, pamiętająca o pogrzebie starego księdza. Tej miłości trochę u nas było i jest – nawet w tych dniach. Tak Bóg porusza nasze serca, pokazuje, jak bardzo chce do nas przyjść, jak potrzebuje coraz bardziej świadomego naszego TAK wiary. Ten ostatni krok adwentu, choć to prawie koniec, jest doskonałą okazją, by zapytać: czym ma być nasze TAK? Jak z otwartym sercem zaśpiewać bożonarodzeniowe Chwała na wysokości Bogu, który wchodzi w nasze niskości, staje się Bogiem bliskim, czułym?
396 Wyświetlenie, 1 Dzisiaj