KAZANIE KS. PROBOSZCZA 30.03

4 NIEDZIELA POSTU30.04.2025r.

1. Ta niedziela postu ma tytuł LAETARE czyli radości. Czy można tego doświadczyć na tej mszy? Czy można nauczyć się przeżywać radość? Wyobraźmy sobie, że jesteśmy ciężko chorzy, na chorobę, która prowadzi do śmierci. I ta choroba przez wiele lat zatruwała nasze życie. Nie tylko swoimi bolesnymi objawami, ale też lękiem. I właśnie dziś słyszymy od lekarza, który jest wybitnym specjalistą, że on nas potrafi wyleczyć i daje nam 100% pewność. Jaka to radość i niesamowita ulga! Wielu ludzi unika lekarza ze strachu, boją się wyników badań, boją się, że z człowieka normalnego staną się ciężko chorym, którego domem jest szpital. Wielu kierowców przeżywa taką chwilę radości, gdy na drodze uniknęli o włos tragedii, zwłaszcza, gdy było to skutkiem własnej nieuwagi, a nawet głupoty i brawury.

2. To samo możemy przeżyć dzisiaj, jeżeli dotrze do nas prawda Bożego Słowa. Jest to Słowo doskonale znane. Przypowieść o ojcu i jego dwóch synach znają nawet ateiści. W postaciach dwóch synów otrzymujemy kliniczny obraz niszczącej nas duchowej choroby. W diagnozach chorób, zwłaszcza psychicznych, mówi się o objawach osiowych, najistotniejszych, które nieomylnie diagnozują chorobę. To otrzymujemy najpierw w tej przypowieści. Młodszy syn to definicja egocentryzmu: „sposób myślenia, w którym jednostka skupia się wyłącznie na realizacji własnych potrzeb i interesów-bez zwracania uwagi na innych”. Szuka wyłącznie własnej przyjemności i traktuje wszystkich instrumentalnie. Ojcu życzy śmierci, bo wtedy dostanie 1/3 majątku. Otrzeźwienie przychodzi dopiero, gdy zaczyna żyć ze świniami i na progu śmierci głodowej. Jest młodszy, bo ta postawa cechuje ludzką młodość z pasją szukania szczęścia wszelkimi sposobami i za wszelką cenę. Choć można z tego nie wyrosnąć nigdy, a zabójcze zaspakajanie siebie w postaci uzależnień trwa przez całe życie, a nawet kończy się śmiercią.

3. Choroba syna starszego jest groźniejsza i bardziej ukryta. Potrzeba wielu lat, by się w człowieku głęboko osadziła i jak nowotwór zajęła całe życie wewnętrzne. Syn starszy jest ustatkowany, bez szaleństw młodości. Jest całkowicie poprawny, ciężko pracuje, słucha ojca. To prawie ideał. Jednak jest głęboko nieszczęśliwy, dla niego życie to kierat niewolniczych obowiązków. Żyje, zazdroszcząc przyjemności zdeprawowanemu bratu i jednocześnie go nienawidzi. Ma głęboki żal do ojca, oskarża go. Nie czuje się kochany i nikogo nie kocha. Choć żyje, to jest martwy. Takie zombi, żywy trup. Jak z każdej choroby, która rozwija się długi czas, wyjście jest trudne. Mając twarz przy świni, trudno mówić, że nic mi nie jest, choć przecież wielu potrafi po latach niszczących uzależnień twierdzić, że nic się nie dzieje. Starszemu, który ciężko pracując, spełnia niewolniczo wszystkie obowiązki, bardzo łatwo jest twierdzić: robię wszystko dobrze. Łatwo jest też szukać winnych poza sobą. Źli ludzie, zły świat, zły Bóg. Dla syna starszego wiara to system obowiązków i nakazów. Nakazem jest modlitwa, sakramenty, słuchanie Boga. Syn starszy bardzo łatwo dochodzi do poczucia: nie mam grzechów, za to świat wkoło jest grzeszny i zły. Zazdrości i sądzi.

4. Mamy objawy duchowej choroby. Kto czuje, że to opowieść o mnie, niech przyjmie DZIŚ Ewangelię, Radosną Nowinę terapii i uzdrowienia. Post to nie jest czas, w którym mamy się poprawić. A Bóg kolejny raz chce nam udowodnić, jak jesteśmy źli i grzeszni, gdy nakłada na nas kolejny ciężar i obowiązek poprawiania się albo daje nowe nakazy. To czas, gdy Bóg che wypowiedzieć Słowo ojcowskiej miłości. Chcę, byśmy poczuli dotknięcie tą miłością. Jak wobec syna, który jest żałosnym egocentrykiem i może niewiele się zmienił: „ojciec wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw, rzucił mu się na szyję i ucałował go.” Nasz Ojciec choć jest oskarżany i nie kochany, chce mówić do nas Swoich sfrustrowanych życiem dzieci: „Moje dziecko , ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje do ciebie należy.”

5. Tej radości z miłości Boga Ojca mamy dziś zapragnąć i obudzić nadzieję, że do każdego z nas On tak mówi. Stanąć do modlitwy porannej nie dlatego, że to obowiązek, ale by odszukać nawet najmniejszy promień radości, że mogę ten dzień ofiarować i przeżyć w Jego bliskości. I tak samo wieczorem. Przeżyć mszę, przyjąć komunię, być na nabożeństwach Wielkiego Postu nie dlatego, że tak trzeba, lecz z nadzieją, że doświadczę tego Bożego pocałunku pokoju i czułego dotyku Jego łaski. Usłyszeć sakramentalne: „I ja odpuszczam tobie grzechy” i otworzyć się na uzdrawiający dar odpustu jubileuszowego, by w moim życiu zabrzmiało: „A trzeba było weselić się i cieszyć…”. Dać się zaprosić nie w wieczności, ale dziś do domu Ojca, do radości i nadziei, która w nim brzmi jak muzyka i tańce w domu ojca z przypowieści. Po to jest czas postu, jubileusz i bliskie rekolekcje.

 15 Wyświetlenie,  1 Dzisiaj