Kazanie ks. Proboszcza 13.06

11 NIEDZIELA ZWYKŁA 13.06.2021r.

VCS

  1. Zmęczenie jest częstym stanem w naszym życiu. Dla wielu głównym
    argumentem, by się szczepić, była możliwość wakacyjnego wypoczynku. Zmęczeni
    jesteśmy nie tylko pracą, ale całym życiem. Objawy postępującego zmęczenia to smutek,
    ale też frustracja z wybuchami złości, gniewu, niecierpliwości. Zmęczenie staje się w
    końcu czymś chronicznym, niemal chorobą, która nie pozwala normalnie żyć. I
    odpoczynek nic nie daje, jak u turystów, którzy po weekendzie wracają wiele godzin w
    korkach do domu, kończąc wypoczynek frustrującym zmęczeniem. Umieranie życia
    duchowego też tłumaczymy zmęczeniem, ilością pracy. Bo nie mam już na nic sił ani
    ochoty. Modlitwa to jeszcze jeden trud i kłopot, a msza to wielki wróg niedzielnego
    odpoczynku, wymagania Boże zwane przykazaniami są jak ciężki kamień rzucony na
    nasze barki. Czasem zachowujemy się, jakby modlitwa była jedynie dla bezrobotnych, a
    msza dla emerytów, którzy nudzą się w domu, jakby Słowo Boże jest dla tych, którzy sami
    nie potrafią kierować swoim życiem. A my potrafimy i to dobrze. Przypominamy trochę
    świętego Krzysztofa i jego najważniejszą lekcję życia. Był przekonany o swej wyjątkowej
    sile i dumnie wykonywał pracę, przenosząc podróżnych przez głęboką rzekę, aż do dnia,
    gdy wziął na ramiona małe dziecko, chłopca, co możemy zobaczyć na wszystkich jego
    obrazach. Tylko obrazy nie oddają tego, co stało się później, gdy to dziecko, którym był
    Jezus, stało się nagle niewyobrażalnie ciężkie. Krzysztof stracił siły, wydawało się, że
    utonie w nurtach wody. Odkrył wtedy, że to Jezus dźwiga świat, nie on.
  2. Rzadko zauważamy pychę, która kryje się za poczuciem, że my sami
    dźwigamy życie i wszystko zależy od nas i naszego wysiłku. Mówimy: nikt mi nic nie da i
    mam tylko to, co sam wypracuję, nie spadnie mi manna z nieba. Nie mamy pojęcia, że
    głosimy jedną z największych herezji, która dotyka i niszczy Kościół od początku zwaną
    pelagianizmem od mnicha Pelagiusza. Choć nie mamy pojęcia, kim był Pelagiusz i co
    głosił, fałsz, który nosi jego imię jest powtarzany przez niezliczoną ilość ust i bez końca,
    nawet z ambon. To wiara w ludzką siłę, w przekonanie, że człowiek sam o własnych siłach
    może siebie zbawić, zasłużyć na wieczność i ukształtować całe życie. Hasła w stylu:
    „każdy jest kowalem swego życia” lub „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”. Jest co
    prawda Bóg, jest Jezus, ale tylko po to, by nam dać dobry przykład, jest łaska, ale tylko
    jako drobna pomoc. Gdy dobrze sobie radzę, to jej nie potrzebuję. Papież Franciszek
    nazywa ten fałsz główną przeszkodą do świętości, gdyż jest on w gruncie rzeczy
    pewnością siebie i wiarą w siebie. Ostatecznie sprawia, że człowiek nawet gdy wierzy w
    Boga, to Go nie potrzebuje, przekonany, że Bóg mu nic nie daje, a wszystko zawdzięcza
    sobie samemu. Objawy tej choroby są jak destrukcja płuc przy koronawirusie. Zanika
    modlitwa lub pozostaje w martwej i skostniałej postaci coraz rzadszego rytuału, tradycji z
    dzieciństwa. Jest też objaw drugi: łatwość wywyższania się nad innymi, wręcz potrzeby,
    by wciąż pokazywać innych jako gorszych. Krytyka i krytyka. Papież chce, by każdy z nas
    poszukał przejawów tego kłamstwa w swoim życiu, fałszywej pewności siebie. Św.
    Krzysztof otrzymał od Jezusa lekcję słabości i my, tonąc w różnych frustracjach,
    zmęczeniu, bezradności, jesteśmy w środku rzeki PODOBNEJ LEKCJI.
  3. Słowa Jezusa w Ewangelii są terapią naszej choroby i pychy pewności siebie.
    Nie nasze ludzkie siły, nie nasza praca, nie nasze zdolności są w centrum Królestwa
    Bożego, dzieła dokonuje sam Bóg. O roli człowieka mówi: „Czy śpi, czy czuwa, we dnie i

w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon…”
Można słysząc to wątpić, gdzie jest to tak mocne działanie Boga w świecie, w Kościele i w
naszym życiu? Widzimy przeciwnie, że dzieje się źle i zło zwycięża. Mamy tyle
dowodów, że żyjemy w złych czasach: od polityki po Kościół wszystko jest nie tak. Pan
Jezus jakby przewidywał nasze zarzuty. Choć bankrutuje nadzieja człowieka, to wcale dziś
nie oznacza, że Bóg zwycięża. Przeciwnie jest Go w tym naszym świecie coraz mniej.
Stąd druga przypowieść Jezusa o Królestwie Bożym: „Jest ono jak ziarnko gorczycy, gdy
się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane,
wyrasta i staje się większe od innych jarzyn…” Nasza ludzka choroba na wielkość
przenika także wiarę w Boga, chcemy, by Bóg działał, jak my chcemy. Uczniowie chcieli
sukcesów, chcieli sprowadzić ogień na niegościnne miasteczko, rozdzielali urzędy i
stanowiska. Bóg, który staje się maleńki od Narodzenia w Betlejem po maleńkość Hostii,
będzie spotykał się ze ślepotą człowieka, nawet najbliższych uczniów. Choć drzwi do
Królestwa Bożego stoją otwarte, to wielu rozbije się na tym progu i nie wejdą dalej, nie
widząc Boga i Jego działania w naszym świecie i życiu. Maleńkości, która kryje wielkość.

  1. Jednak jest coś, co człowiek musi zrobić. Małe nic, ale konieczne. W
    przypowieści człowiek musi rzucić ziarno. Inaczej nie miałyby sensu słowa św. Pawła:
    „Wszyscy musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za
    uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre.” Trybunał Chrystusa, Boga i człowieka pełnego
    Ducha. Jest Bogiem, a pokornie się modlił, wszechmocny, a prosił Ojca, jest mądrością, a
    zawsze pytał, słuchał i nigdy nie robił po swojemu. Chodzi tylko o to jedno zło i jedno
    dobro. Czy jest we mnie ten sam Duch, czy przyjąłem DAR czy przeciwnie wszystko
    robię sam i po swojemu? Nawet dobro robione samemu i dla siebie w ogniu tego sądu
    spłonie. Czy rzuciłem ziarno w ziemię, czy dałem początek procesowi życia? Po to się
    modlimy na początku dnia, nie chodzi o minutę, ale o poświęcenie wszystkich 24 godzin
    dnia, modlitwa przed drogą, przed jedzeniem przed pracą. Błogosławić to właśnie
    oznacza: oddawać Bogu, po prostu rzucić, wypuścić z własnych rąk. Można nigdy nie
    błogosławić swojego życia, nie błogosławić małżonka, dzieci, rodziny, Kościoła, świata.
    Nigdy nie oddawać ich Bogu. Kto nie błogosławi, szybko będzie przeklinał. Nie chodzi
    tylko o wulgaryzmy, chodzi o złe słowo bez Ducha, ciągłego niezadowolenie,
    niecierpliwości, złości i gniewu, oskarżeń i goryczy. Kiedy nie błogosławimy, zaczynamy
    przeklinać. Okno na plac zabaw są przejmującym doświadczeniem, jak nasze dzieci, które
    są jak gąbka chłoną ten świat przesiąknięty przekleństwem. Tak niedużo trzeba, by wejść
    w Królestwo Boże, w ten świat dzieła Bożego: zacząć błogosławić, nie przeklinać.
    Wypuścić to ziarno z kurczowo zaciśniętej ręki, że to moje, że do mnie należy i musi być
    w moich rękach. Błogosławić to oddać Bogu, jak dzień o poranku, jak pracę robiąc choćby
    znak krzyża, nauczyć się oddawać Bogu małżonka, dzieci, bliskich, tych, których kocham
    i których nie cierpię. Oddawać Kościół i świat, zamiast krytykować i narzekać, sądzić i
    wylewać gorycz przekleństwa w różnych odcieniach.

 560 Wyświetlenie,  1 Dzisiaj