KAZANIE KS. PROBOSZCZA 10.09

23 NIEDZIELA ZWYKŁA10.09.2023 r.

1. Bardzo wielu męczenników Kościół ogłosił błogosławionymi i świętymi. Zrobił to także wobec małżonków, jak choćby rodziców św. Teresy. Jednak chyba nigdy nie beatyfikowano całej rodziny, jak stało się w przypadku Józefa i Wiktorii Ulmów z siedmiorgiem dzieci. Ponieważ Wiktoria była w zaawansowanej ciąży, dopiero gdy składano ciała do grobu, odkryto, że jej śmierć była początkiem porodu. To dziecko bez imienia jest najmłodszym beatyfikowanym w historii Kościoła. Jest jakimś światłem i nadzieją dla tych, którzy przeżyli śmierć dziecka nienarodzonego lub na początku życia. A to, co po ludzku wydaje się tylko jakimś strasznym bólem, ma swoją odpowiedź w życiu wiecznym, w nadziei, że i to dziecko ma przed sobą pełnię wiecznego życia i miało sens jego tak krótkie życie. I ma także sens cierpienie rodziców. W samej teologii było pytanie o los dzieci nieochrzczonych. Tu mamy pełną światła odpowiedź. Mamy tak bardzo potrzebne rozumienie, czym jest pierwszeństwo łaski i prawdziwa świętość. Bez sensu jest pytanie, co dobrego zrobiło to dziecko, że zostało świętym. Nie zrobiło nic ani dobrego, ani złego. To błogosławione bezimienne dziecko obala fałsz o świętości jako nagrody za dobre życie, fałsz świętości jako Bożego certyfikatu: byłeś super dobry, należy ci się nagroda i wyróżnienie. Świętość jest dziełem Boga, bezinteresownym darem Jego łaski, na który nie można zasłużyć, który się nam nie należy.

2. Słyszałem pytanie: czy beatyfikować rodziców, który świadomie narazili rodzinę na śmierć? Podjęli decyzję, wiedząc, co ich spotka. Trochę rozumiemy, że człowiek może sam być gotowym do oddania życia. Są takie powołania i zawody, które zakładają poświęcenie życia: strażak, żołnierz, medyk. Tu chodzi o coś więcej, o poświęcenie życia innych, tych za których życie jestem odpowiedzialny. To pytanie dotyczy wielu innych rodzin w Markowej. Mimo zbrodni na rodzinie Ulmów i zabiciu całej ukrywającej się rodziny Szallów i Goldmanów, wielu Żydów nadal było ukrywanych. Inni ludzie się nie przestraszyli i nie zwątpili. Po czterech miesiącach, gdy Markowa została wyzwolona, uratowanych zostało w ten sposób 21 osób. Jeżeli jest dowód na istnienie Boga, to jest nim taka miłości po ludzku niewyobrażalna. Bez Boga to niemożliwe. To dowód istnienia nadziei, dla której wieczność jest czymś już dziś obecnym, bardziej realnym niż nasze życie doczesne. Ta niesamowita nadzieja sprawia, że nawet oddanie życia doczesnego staje się możliwe i logiczne. Kochamy swoich bliskich, kochamy swoje dzieci, jednak czy jest to właśnie taka miłość i taka nadzieja, które rozbłysnęły w życiu Ulmów, w decyzji, by chronić życie swoich bliźnich za najwyższą cenę? Czy w naszej miłości istnieje w ogóle pragnienie życia wiecznego dla naszych bliskich? Czy kochamy właśnie tak, by mieć nadzieję, że nasze życie ma tylko wtedy sens, gdy skończy się w domu Ojca, a nasza miłości, gdy pragnie byśmy kiedyś wspólnie tam żyli? Chcemy dla naszych dzieci zdrowia, długiego życia, sukcesów, dostatku materialnego. Czy jednak pragniemy dla nich wieczności, by ich życie zmierzało do domu Ojca? Można żyć zdrowo i długo, oddalając się codziennie od Boga i za nic mając swoje wieczne życie i życie bliźnich. Gdy pojawi się taka miłość i nadzieja, zniknie pytanie, czy Józef i Wiktoria zrobili dobrze, ryzykując życie swoich dzieci. Czy wielu innych rodziców zrobiło dobrze, chroniąc życie tych, którym odmawiano prawa do życia, w ten sposób ryzykując wszystkim.

3. I dar wpisany w dzisiejszą Ewangelię o braterskim upomnieniu: „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go…” Warto zobaczyć świętych, dziś błogosławioną rodzinę Ulmów, jako słowo upomnienia. Oni nas pytają, czy jesteśmy na drodze Ewangelii i zmierzamy do domu Ojca? Czy kolejne lata życia nas do Boga zbliżają, czy oddalają? Czy żyjemy darem tej samej miłości i nadziei, jak mieli ją oni? Nasze czasy wcale nie różnią od poprzednich. Jeżeli jest dowód na istnienie Boga i domu Ojca, to jest też dowód na istnienie piekła. I dziś wybieramy: czy ratować życie, czy też nienawidzić i życie zabierać. Niemieccy żandarmi wiedzieli, że wojna się kończy, że ją przegrają. Jednak nienawiść i pogarda dla innych była niepokonana. „Popatrzcie, jak polskie świnie, które przechowują Żydów, giną”, mówił jeden z nich. Mieli nawet chwilę czasu na refleksję po zabiciu dorosłych: co zrobić z dziećmi. Wybrali piekło nienawiści. Choć żyjemy w innym czasie, to wybór mamy TAKI SAM. Wybrać życie otwarte na Bożą Miłość, nadzieję, która prowadzi nas do domu Ojca. Drugi wybór to żyć zaślepioną nienawiścią, która już na ziemi zamienia życie w piekło. Nie ma żadnego bycia neutralnym, życia pośrodku. Ani tu, ani tu. Świętość jest absolutnym darem Boga. O tym mówi beatyfikacja dziecka jeszcze nieurodzonego. Jednak Bóg chce, byśmy dokonali wyboru Jego Daru: czy chcemy żyć w Jego domu, tu na ziemi i w wieczności, czy żyć w piekle naszych uprzedzeń, nienawiści, złości, chorych ideologii. Czy chcemy tego daru dla wszystkich, zwłaszcza dla tych, których kochamy, czy nic nas nie obchodzi bycie razem na wieki? Ktoś powie: my nie zabijamy. Wszystko zaczyna się od słów. Niemiecki dowódca zabójców, por. Elier Dieken wydaje się, że sam nie zabijał, dał tylko rozkaz. Po wojnie czuł się niewinnym, szanowanym obywatelem. To dla takich niewinnych jest sąd Boży. Nienawiść zawsze zaczyna się od słów, gdy drugi człowiek jest czarnuchem, migrantem czyli gwałcicielem, idiotą, kimś, o kim źle mówię i widzę samo zło. Ewangeliczna nauka o upomnieniu staje się chorą pełną złości i nienawiści krytyką innych. To może przenikać życie rodzinne, sąsiedzkie, działalność polityczną. Codziennie dokonujemy wyborów i najlepiej to widać w naszych słowach. Jak mówimy o innych? Boli nas, gdy inni mówią o nas źle, niesprawiedliwie? To warto odkryć dzisiejszą naukę św. Pawła: „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego.”

 185 Wyświetlenie,  2 Dzisiaj